sobota, 5 grudnia 2015

Miniaturka - Pożegnanie

Hermiona Granger od pamiętnego włamania do banku Gringotta, czuła się coraz gorzej. Miała dziwne sny. Budziła się w nocy z krzykiem.  Dopiero z czasem pojęła, że to wspomnienia. Wspomnienie jej perfekcyjnie nieidealnej miłości.
Ale dopiero parę dni przed bitwą o Hogwart, widząc we śnie jego oczy, zrozumiała.
Zrozumiała, co tak naprawdę się z nią działo.
Będąc w banku, zostali zmoczeni strumieniem, który zmywał wszystkie zaklęcia. To nałożone na nią były zbyt silne, by czar prysł odrazu. Odebrało jej wspomnienia, a ich zwrócenie trwało dość długi czas.
Ostatnie i najboleśniejsze uderzyło w nią 2 maja, podczas walki.
- Nie rycz, Granger... - warknął niewzruszony. - Jeszcze ktoś Cię usłyszy. Chyba nie chcesz dostać szlabanu ? To przecież byłaby tragedia - zakpił. Spróbowała się opanować, ale to nic nie dało. W końcu nie wytrzymała i go przytuliła. O dziwo, odwzajemnił uścisk, opierając głowę o jej czoło. Byłoby romantycznie, gdyby tylko zdołał się powstrzymać... 
- Obsmarkałaś się... Salazarze... Jesteś obrzydliwa, Granger...
Zaśmiała się przez łzy i powiedziała coś, czego zdecydowanie się nie spodziewał.
- Kocham Cię, Draco... 
Odwróciła wzrok zawstydzona swoimi słowami. 
- Nie bądź zły... - dodała skruszona.
- Nie jestem zły, a w każdym razie nie na Ciebie, tylko na siebie. Nie zauważyłem jak bardzo jesteś głupia. Nie miałaś prawa się we mnie zakochać. Dobrze o tym wiedziałaś. To niebezpieczne i w dodatku wszystko komplikuje... - odsunął się od niej głęboko zamyślony, a kiedy w końcu podniósł wzrok, zdawał się być smutny, jakby targały nim wyrzuty sumienia.
- Wybacz mi, Hermiono... Obliviate. 
Osunęła się na ziemię, nie dowierzając. Wzrok miała już lekko zmącony, ale wciąż myślała trzeźwo. On nie miał prawa. Nie miał, a jednak...
- Ja Ciebie też kocham, dlatego chyba musisz mi wybaczyć... 
Ocknęła się z amoku, choć nie była pewna, czy to już koniec wspomnienia. Nadal miała przed sobą jego oczy... Stał kilka metrów dalej, walcząc. Zauważył ją i chyba zrozumiał ten wzrok, bo przez twarz przemknęło mu przerażenie, a może złość ?
Zdekoncentrował się...

I ta jedna chwila wystarczyła.
Zginął.
Zginął przez nią. 



Minęło wiele miesięcy...
A może lat ? A faktem było, że nadal się nie pozbierała. I wcale nie chodziło o poczucie winy, chodziło o to jak bardzo go kochała.



Był przy niej. Był przy niej cały czas, wciąż i wciaż. Nie mógł, a możenie chciał, odejść, póki ona nie zazna szczęścia i nie pogodzi się z jego śmiercią.
- Granger, przestań się mazać, wyjdź do ludzi! - warknął sfrustowany, choć i tak wiedział, że go nie słyszy.
- Proszę... - dodał niemal błagalnie, tak bardzo chciał, by się uśmiechnęła. Tak bardzo chciał ją przytulić, a potem na nią nawrzeszczeć, że ma się wziąść w garść i... I co ?

- Dziś rocznica - szepnęła. - Trzecia, prawda ? - spytała, jakby oczekując, że jej odpowie.
- Kupię czerwone róże, nie znosisz ich. - Zaśmiała się gardłowo, by po chwili znowu się rozpłakać.

- Jestem umówiona z Teo...
- Znowu ? - pomyślał.
- Byliście przyjaciółmi i jakoś mi lżej, gdy jestem z kimś kto chociaż domyśla się, co tak naprawdę czuję... Nie gniewasz się ?
Czy się gniewał ? Może trochę, ale przecież właśnie tego chciał, żeby wyszła do ludzi.  Prawda ?
- To takie idiotyczne... Gadam sama do siebie, ciebie przecież tutaj nie ma! Jestem taka głupia... I tak bardzo bym chciała, żebyś to Ty mi to powiedział...

Wstała z rezygnacją i poszła przygotować się do wyjścia.


Przysnęło mu się, jeśli można to tak nazwać, po prostu miał chwilę zawieszenia. Nie był pewny, czy to normalne dla ducha, ale wolał nie wnikać. Szybko przeniósł się w miejsce jej spotkania z Nottem. To co tam zobaczył... Nie tego się spodziewał...
Całowali się...
Był w szoku. próbował za wszelką cenę to od siebie odsunąć, ten ból. Chciał jej pozwolić żyć, być szczęśliwą, ale... W tym momencie jakby go wyczuwając, odepchnęła Teodora.

- Ja nie mogę, nie chcę... Nie potrafię, Teodorze...
- Wiem, Hermiono, ale ja Cię kocham, słyszysz ?
Jej reakcji nie spodziewała się, chyba nawet ona sama. Zawyła niczym ranny jeleń, krzycząc jakby ją coś opętało.
- Przestań! Nie masz prawa! Tylko Draco, tylko on mógł...
Teleportowała się wprost na cmentarz. Usiadła na ławeczce i przetransmutowała paczkę chusteczek w białe róże - nie czerwone, jak zauważył Draco. Położyła je na nagrobku, z powrotem siadając.

- Nie wiem, co mam robić... Zależ mi na nim, ale to zawsze będziesz tylko Ty... - chciał jej powiedzieć, że wcale nie boli, że jej szczęście jest najważniejsze, ale nie zrobił tego i to bynajmniej nie dlatego, że i tak by go nie usłyszała.
W pewnym momencie zaczęła się histerycznie śmiać.
Zaczęła go przerażać.
- Białe róże... Niewinność... To tak bardzo do Ciebie nie pasuje - wyjaśniła sięgając po różdżkę. Myślał, że zabarwi je na czerń, ale ona po raz kolejny go zaskoczyła.
Chwyciła jedną różę i z niepokojącym uśmiechem, zamieniła ją w sztylet. Zrobiła sobie głębokie rozcięcie na nadgarstku, a płynącą strumykiem krew skierowała na nieskazitelnie biały bukiet.
- Co się z Tobą stało ? - chciał spytać, ale gula w gardle, skutecznie mu to uniemożliwiła.
- Splugawiony krwią szlamy, niczym grzechem własnych rodziców... - szepnęła.

Drżała na całym ciele, dreszcze wstrząsały całym jej ciałem, ale ona zdawała się być na to obojętna tak samo, jak na nadal spływającą po ręce krew. Zdawała się już uspokajać, ale Draco i tak był szczerze zdruzgotany jej zachowaniem.
- Wiesz... myśl, że tu jesteś, sprawia, że czuję się znacznie silniejsza, ale jednocześnie mnie załamuje, bo widzisz kim kim jestem, kim się stałam. I widzisz co robię z Teodorem - zachichotała. - Wiesz, to niemal zabawne. Ciągle mam wrażenie, że Cię zdradzam, a Ty przecież nie żyjesz - powiedziała to z takim spokojem, w dodatku po raz pierwszy od tamtego pamiętnego dnia.
- Czuję się tak, jakbyś mnie więził, a najgorsze jest to, że kocham Cię tak bardzo, że nie chcę zostać uwolniona... - znowu płakała.

Załamany padł przed nią na kolana, choć obiecał sobie, że nigdy nie zrobi tego przed żadną dziewczyną. Złapał za krwawiącą rękę i wyszeptał, po raz pierwszy od dawna, nie krzycząc na nią.
- Kocham Cię i chcę Twojego szczęścia, wiesz ? Jeśli Nott Ci je daje, to droga wolna, wspomnienia o mnie nie mogą zniszczyć Ci życia, ja przecież nie żyję, jak sama powiedziałaś. A czasem mam wrażenie, że Cię hamuje. Sprawiam, że nie walczysz, tylko toniesz... Dlatego odejdę, choć tak kurewsko mocno Cię kocham... - po raz ostatni zeskanował wzrokiem jej piękne oczy i spierzchnięte usta. Była zmęczona, zapłakana i cała opuchnięta, ale dla niego, wciąż była piękna. Podniósł się nieco i delikatnie musnął wargami jej usta.


Poczuła coś.
- Czy to pożegnanie ? - dotknęła palcami ust, a z oczu poleciały jej łzy. Tym razem łzy szczęścia.

Prolog - Niewidzialna

"Bolało...  i to bardzo... Nikt ale to nikt nie wie jak mocno. Miłość jej życia właśnie zaręczyła się z jej "przyjaciółką" Astorią Greengrass. Nawet kiedy widziała jak te wszystkie laski kleją się do Dracona na korytarzach tak strasznie nie cierpiała, bo to właśnie teraz miała go naprawdę i nieodwracalnie stracić. Długo myślała płacząc o tym co ma począć. Postanowiła walczyć i trzeba jej przyznać, że zrobiła absolutunie wszystko co się dało. Jednak posunęła się za daleko. O wiele za daleko... Pogrążona w rozpaczy i opętana własnymi demonami przypominającymi o jej zbrodni, wreszcie podjęła decyzję o samobójstwie. "Pomógł" jej w tym kolega, który później słono za to zapłacił natomiast Pansy przeżyła. I żyła długo i szczęśliwie. A mówiąc długo mam na myśli kilka pięknych miesięcy u boku osoby, która pokochała ją taką jaka była. I choć ostatecznie zmarła młodo i w starsznych męczarniach była radosna w ostatnich chwilach swojego życia. Życia opisanego w zaledwie 30 pięknych rozdziałach, które kto wie może poruszą twe skamieniałe serce zwykłego człowieka ?"

Prolog - HP8

To był chyba najgorszy dzień w moim życiu. Wciąż mam przed oczami to błagalne spojrzenie, niemą prośbę w oczach, a w uszach pobrzmiewają mi te cztery słowa rozdzierające moją duszę: "Proszę... nie zabijaj mnie... ". Wiem, że źle zrobiłam, ale nie miałam wyboru ! Chociaż... nie będę się usprawiedliwiać. Przecież zawsze jest jakiś wybór ! Z czym się zgodzę, ale na Merlina ! Co to za wybór ?! Zacząć służyć Czarnemu Panu, poprzez zabijanie niewinnych ludzi do rytuału, który go wskrzesi, czy patrzenie w bezruchu na śmierć najbliższych. Nie wiem co by wybrał ktoś inny na moim miejscu, ale ja wybrałam to pierwsze. Jeśli mi się powiedzie uratuję rodzinę przed zgubą, a mój ojciec odzyska duszę wyssaną mu przez dementorów, ale co z tego ? Świat przecież powtórnie pogrąży się w bólu i chaosie. A ja będę stać po tej złej stronie. Kto wie? Może nawet będę musiała zabić kogoś bliskiego lub po prostu znajomego. Wiem, że będzie niemiłosiernie bolało mnie, oraz cały świat, ale ja to wytrwam i mimo tego po czyjej jestem stronie pomogę również wytrwać innym. W końcu nazywam się Crouch i nic, ani nikt tego nie zmieni nawet sam lord Voldemort.

***

Boję się tego co przyniesie jutro. Ostatnio mam dziury w pamięci, co bardzo źle wróży. W jednej chwili jestem w swoim pokoju, a w drugiej pojawiam się gdzieś w lesie. Co tam robię ? Nie wiem, ale jestem z tym sama. Moja jedyna przyjaciółka ostatnio jest dla mnie niezwykle oschła. Widzę, że próbuje być miła, swobodna i taka jak zwykle, ale nie wychodzi jej to. Mnie nie oszuka, za dobrze ją znam i wiem, że coś ją trapi... tylko co ? Wcześniej zawsze mi o wszystkim mówiła, ale teraz... Zaczęło się równo z moimi nagłymi zanikami pamięci, czyli miesiąc po upadku Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Była jakby czymś przestraszona. Następne dni przyniosły wyraźne niezdecydowanie. W tydzień po tym zaginęła na kilka dni, a kiedy wróciła była cała zapłakana, przerażona wręcz, miała zrozpaczoną minę, a w oczach zobaczyłam jakby... początki obłędu ? Po tym wydarzeniu  unikała mnie jak mogła. Była ciągle nieobecna myślami. Nie odzywała się, a jeśli już to z zamyśleniem i smutkiem, a jej zniknięcia zaczęły się stawać niemal codziennością. W dodatku ZAWSZE wracała roztrzęsiona i zagubiona, z czasem jednak obojętna na wszystko i niezwykle ostra. Ostatnio zaczęła ze mną rozmawiać, ale co z tego ? Przecież to już nie ona ! Może... może gdy pójdziemy do szkoły ta sytuacja się poprawi ? A jeśli nie to... ech sama nie wiem, ale zrobię wszystko, by wróciła moja dawna panna Crouch, której uśmiech prawie nie schodził z twarzy nawet w najgorszych chwilach. Będę walczyć... walczyć o dawną nią.


Prolog - Obliviate

To dziwne, że dopiero gdy znajdujesz się w potrzasku, a od śmierci dzieli cię kilka godzin zaczynasz wspominać całe życie. A to boli. Bardzo boli. Świadomość, że już niedługo pożegnasz się z tym światem jest nie do zniesienia i choć wiesz, że nie zmienisz swojego przeznaczenia uparcie nie chcesz wierzyć, że to już koniec. Szczerze mówiąc mniej by bolała natychmiastowa śmierć, a nie oczekiwanie na nią. Wtedy nie miałabym czasu na rozpamiętywanie. Bolesne rozpamiętywanie przez, które jeszcze mocniej, nie chcesz przyjąć do wiadomości, że już nigdy nie zobaczysz rodziny, przyjaciół i właśnie JEGO. Tylko czemu jego też ? To przez niego tutaj jestem ! To przez niego próbuję uporać się ze zbliżającą się i nieuchronną śmiercią. Nienawidzę go... mogę to śmiało i szczerze przyznać, ale miłość do niego jest równie silna. Silna i wyniszczająca, bo choć wiem, że go kocham nie mogę tego uzasadnić. Spytacie czemu ? Otóż nie mam z nim żadnego dobrego wspomnienia. Wszystkie bez wyjątku zostały mi odebrane. Czy brutalnie ? Nie wiem, tego również nie pamiętam. A teraz skoro i tak niedługo umrę to w sumie co mi szkodzi powspominać ? Przeanlizować całą moją historie. Analiza... Jak bardzo pasuje do dawnej mnie... Tak bardzo, że aż zaczynam ronić nowe niechciane łzy. Łzy bezradności. Och, jak bardzo bym chciała znów być sobą. Nie przeżyć tego wszystkiego ! Chociaż... nie... NIE żałuję. Przegrałam swoje życie, ale nie żałuje, żadnego swojego posunięcia i wyboru. Ba ! Nawet się uśmiecham na myśl o nich, nawet tych najgorszych, bo one ukształtowały mój charakter. Może nie jest lepszy od poprzedniego, ale dojrzalszy. Jestem dzięki niemu gotowana wszystko.Nie boję się błahostek jak dawniej, ale i najgorsze tortury nie zrobią na mnie wrażenia. Taka teraz jestem. I NAPRAWDĘ się z tego cieszę. Jedyne co mnie smuci to reakcja bliskich na wiadomość o zabiciu mnie, oraz ta niepewność... Niepewność, czy mogę po tym wszystkim nazywać się jeszcze Hermioną Granger. Czy nadal mam do tego prawo...

Prolog - Draluna

"Zawsze nazywaj rzeczy po imieniu. Strach przed imieniem wzmaga strach przed samą rzeczą."

Pamiętał jak Granger  powiedziała to mu i jego ojcu w drugiej klasie. Wtedy tego nie rozumiał. Zawsze nazywał wszystko po imieniu, nawet Czarnego Pana. Ale teraz... teraz sam nie wie co to, ale boi się tego. Kiedy tylko ją widzi uśmiech pojawia się na jego bladej twarzy. Dokucza jej, ale to lubi. Poprawia mu to humor i choć wie, że ta czystej krwi dziewczyna jest nie dla niego i ma chłopaka, to jednak ciągnie ją do niego. Nie by utrzeć nosa Longbottomowi, Potterowi czy Weasley'ce. Nawet nie Granger. Tak po prostu chce być przy niej. Jej historie go rozbawiają i irytują jednocześnie. Ubóstwia wręcz kłócenie się z nią, kto ma racje. Zwłaszcza , że zawsze wygrywa, a przynajmniej tak mu się wydaje. Draco wbrew pozorom jest mądry, ale nazwanie tego co czuje miłością jest ponad jego możliwości i właśnie to sprawia, że stoi w miejscu.

***

"Moja mama zawsze mówiła, że to, co utracimy prędzej, czy później do nas wróci. Chociaż nie zawsze wtedy, kiedy tego chcemy. "

Właśnie straciła zaufanie. Czyje ? Przyjaciela... ale czy można tak nazwać osobę, która ci przestaje ufać tylko dlatego, że zaczynasz rozmawiać z jej wrogiem ? W dodatku poucza bezczelnie twierdząc, że jesteś naiwna i głupia ? Dlaczego nie może po prostu dać jej działać ? Przecież zna się na ludziach... zna Draco. I wie, że może mu ufać... On jej nie skrzywdzi. Jest tego pewna. Jednak co jeśli jej starzy przyjaciele mają rację ? I nie warto mu ufać ? Nie... Luna i tak nie odpuści, bo przecież każdy ma w sobie chociaż cząstkę dobra o którą naprawdę warto zawalczyć... prawda ?

Prolog - Celuj w księżyc (HP)

Strach...
Adrenalina...
Duma...
Udało jej się.
Udało jej się wykraść TO z ministerstwa.
Solis Narcisse nareszcie dopięła swego. Nadal jednak nie była pewna czy to jest to czego chce i czy da radę to zrobić... 
Ale nie było już odwrotu.
Łza płynąca swoim własnym torem...
Zarumieniony policzek...
Płacz...
Bezsilność...
Wstyd...
Wzięła głęboki wdech i ostatni raz przejrzała swoje obliczenia w małym, szarym zeszycie...
Trzydzieści obrotów w prawo...
Dwa obroty w lewo...
I już czas.
Czas na spotkanie z przyszłością...
A może przeszłością ?

Prolog - Zakazany owoc

Rizdel :
"Ostatnia bitwa ... Pamiętam ją jak przez mgłę. Po jednej stronie anioły, po drugiej demony. Mi jednak w pamięci utkwiły jedynie te oczy. Jasnoniebieskie z domieszką połyskliwej szarości ... i choć biła od nich odwaga, gdzieś tam czaił się strach. Nie widziałem tego jednak dlatego, że jako demon mogę go wyczuć. 
Pamiętam jak przymknęła na chwilę powieki, wzięła kilka głębokich wdechów, po czym odgarnęła jasny kosmyk z twarzy. Rozejrzała się i w pewnym momencie nasze oczy się spotkały, a czas stanął w miejscu ... Staliśmy tak chwilę dopóki nie musieliśmy przerwać z powodu rozpoczętej walki. Jednak pomimo iż odwróciła te swoje anielskie spojrzenie, ja nadal ją obserwowałem i z daleka nad nią czuwałem, choć zdawałem sobie sprawę z tego, że to wróg...  Mimo to, nie przestałem się jej przyglądać ...
Widziałem jak zostaje otoczona przez demony, sprawnie im umyka. Kilka minut później walczyła z Morionem, moim kuzynem. Nagle spostrzegłem Dezera, który miał zamiar zaatakować ją od tyłu. 
Później już wszystko w zwolnionym tempie ... Porzuciłem walkę i wszystko inne by tylko ją uratować... Nie myśląc w tamtej chwili osłoniłem ją przed ciosem własnym ciałem... Później była już tylko ciemność..."


Evangeline :
"Tamtego pamiętnego dnia szliśmy na kolejną bitwę z piekłem. Była to moja pierwsza walka ze złem, byłam jeszcze młodą anielicą. Kiedy wszyscy dzielnie kroczyliśmy na przód, ja byłam przerażona i to chyba jako jedyna.
Chciałam walczyć i zwyciężyć, jednak mimo wrodzonej odwagi w tamtym momencie naprawdę się bałam. Widząc te wszystkie postacie z piekła rodem od których biła wrogość i zła energia, robiło mi się słabo. Spuściłam głowę, przymykając oczy. Wzięłam kilka oddechów i... zdałam sobie sprawę, że ktoś mnie bardzo intensywnie obserwuje. Czułam to. Zaczęłam się chaotycznie rozglądać. Wreszcie napotkałam jego nieziemskie oczy. Niby niczym się nie różnił od reszty demonów, ale było w nim coś takiego czego nie dało się przegapić... Kamienna twarz i złowrogie spojrzenie, a jednak jego oczy... Byłam pewna, że przez ten krótki moment, przestały być zimne i obojętne... Nagle gwałtownie oderwaliśmy od siebie oczy, walka się rozpoczęła.
Walczyłam z jednym z nich, gdy usłyszałam dziwny odgłos zderzenia za sobą. Pośpiesznie się odwróciłam i ujrzałam... JEGO. Był ranny i nieprzytomny... Obronił mnie przed jednym ze swoich własnym ciałem ..."

Część 1:
Bajka o Śmierci